wtorek, 13 września 2016

Young Detective, Część 1

Hej! Jeśli to widzisz, daj znać, naprawdę bardzo mi na tym zależy. Wrzucam kolejne opo, tym razem kryminał. Dałam angielski tytuł, bo to brzmi tak super profeszjonal. Okej, mam nadzieję, że się Wam spodoba. A, wrzucę kolejną część, jeśli zobaczę, że ktoś to czyta. Serio, mam wrażenie, że nikt tego nie czyta :( Dajcie znać, jeśli przeczytacie, byłoby mi miło.
~
Ojciec wydzwaniał się do mnie od dobrych dwudziestu minut. Spoglądałem nieco zdenerwowanym wzrokiem na wyświetlacz, który na złość nie chciał przestać świecić.
 – Michał, odbierz ten cholerny telefon... – mruknął Damian, przewracając się na drugi bok. Najwyraźniej go obudziłem.
 Zignorowałem go i wciąż przyglądałem się migającemu wyświetlaczowi. Czemu ojciec jest tak zdesperowany?
 – Michał! – zawołał nieco głośniej mój przyjaciel, siadając na łóżku. – Albo mi powiesz, co jest grane, albo wyrzucę tego twojego Iphonika za okno!
 Spojrzałem na niego wzrokiem zbitego psa. Czy on naprawdę musi się wtrącać?
 Westchnąłem i spojrzałem za okno.
 – Okej, okej... - mruknąłem niezbyt entuzjastycznym tonem. – Wiesz, że ojciec ma obsesję na punkcie prawa... Zresztą to właśnie dlatego został gliną. Matka jest prywatnym detektywem, więc i ze mnie mają zamiar zrobić detektywa. Przez to, że zawsze, gdy oglądaliśmy kryminał odgadywałem zabójcę w pierwszych minutach filmu, wmówili sobie, że mam dar.
 Kiedy skończyłem w pokoju nastała cisza, przerywana jedynie brzęczeniem komara, fruwającego koło mojego ucha.
 – No i jak to się ma do tego, że przyszedłeś do mnie o pierwszej w nocy i zażądałeś przenocowania cię?
 – Powiedzmy, że... Nadwyrężyłem zaufanie ojca. Poszedłem na imprezę i wiesz jak to bywa... Nieźle się upiliśmy i zdemolowaliśmy park niedaleko klubu. No i kiedy wróciłem ojciec już oczywiście wszystko wiedział, jak to prawdziwy gliniarz. I spodziewałem się najgorszego - wywali mnie z domu, wydziedziczy, cokolwiek. Ale on... Zlekceważył to. Machnął na to ręką, stwierdzając, że tylko raz się jest młodym, zdarza się. Wyobrażasz sobie? Mój stary glina, macha sobie ręką na to, że jego własny, kochany syn rozwalił połowę parku. No i zresztą bardzo dobrze, kiedy się wkurza, to nie jest dobrze. Za to szybko wyjaśniło się, czemu był taki pobłażliwy. Umarła jakaś super bliska przyjaciółka rodziców. No i oni, jak to oni, wmówili sobie, że to nie była zwykła śmierć, ale jako że są niezwykle emocjonalnie związani z tą kobietą, to nie chcieli zajmować się jej zabójstwem. Ja jej kompletnie nie znałem, nawet nie wiem kim ona jest. Więc generalnie to mi ona wisi. Ale moi starsi oczywiście musieli coś odwalić i stwierdzili, że mógłbym zająć się tą sprawą.
 Spojrzałem na przejeżdżający za oknem samochód, który rozświetlał ulice nikłym światłem, wydobywającym się z reflektorów. Trwało to zaledwie chwilę, zanim Damian spytał:
  – I...? Nadal nie rozumiem jaki to ma związek z tym, że... – zaczął dość zmęczonym tonem. Najwyraźniej chciałby jak najszybciej zakończyć tę rozmowę i pójść spać.
  – To wszystko – przerwałem mu. - Po prostu nie mam zamiaru rozwiązywać żadnej sprawy. Czuję, że moi starsi chcą, żeby od tego zaczęła się moja kariera detektywa... Ale ja jestem młody, nie chcę póki co niczego zmieniać. Wiesz... Zacznie się praca, odpowiedzialność, nie chcę tego.
  – Przesadzasz – mruknął Damian, który się lekko uśmiechnął, najwyraźniej zadowolony z tego, że będzie mógł zasnąć.
Zmarszczyłem lekko czoło. Chciałem coś jeszcze dopowiedzieć, ale przerwał mi Linkin Park. A właściwie, to piosenka tego zespołu, którą miałem na dzwonku.
 – Walę to – mruknąłem, z wściekłością wyłączając telefon i kładąc się na przygotowanym na szybko posłaniu.
  – Branoc – mruknąłem jeszcze do Damiana, a ten odpowiedział mi chrapnięciem.
***
 Następnego dnia obudziło mnie głośne nawoływanie matki Damiana.
 – Te, już trzynasta! Wstawać! – darła się, jakby się paliło.
 Otworzyłem posklejane powieki, pod które zaczęły wdzierać się pojedyncze promienie słoneczne. Początkowo zastanawiałem się, dlaczego kobieta jest taka wściekła, zazwyczaj przecież była niezwykle miła i spokojna, ale po chwili zrozumiałem, że przyszedłem tutaj o pierwszej w nocy, budząc wszystkich domowników. Ups.
 Damian ziewnął soczyście i założył swoje nerdowskie okularki na nos.
 – Dobryyy – mruknął, leniwie prostując nogi.
 – Bry – mruknąłem.
 Chłopak chciał chyba o coś spytać, ale do pokoju wparowała jego matka. Widać, że chciała znowu odpalić tryb alarmowy, ale ją wyprzedziłem i oznajmiłem:
 – Przepraszam panią za najście tak późno, ale to była naprawdę kryzysowa sytuacja.
 Kobieta, która najwyraźniej nie umiała się długo złościć, złagodziła wyraz twarzy i chyba nawet się lekko uśmiechnęła.
 – Nic się nie stało, kochany… - zaczęła, ewidentnie lekko się rumieniąc.
 – Mamo! – warknął Damian, zawstydzony zachowaniem matki.
 Posłałem jej jeszcze jeden z moich bardziej czarujących uśmiechów. Kobieta zarumieniła się jeszcze bardziej i wymamrotała:
 – Na pewno jesteście głodni. Zrobię wam śniadanie…
 Po tym stwierdzeniu pospiesznie wyszła z pomieszczenia, potykając się lekko o próg.
  – Nie wierzę, że potrafisz omamić tak każdą kobietę… - mruknął Damian, zakładając bardzo pasującą do niego koszulkę z nadrukiem: „I’m jedi. Problem?”. – Gdybym to był ja, to by mi się nieźle dostało…
 To prawda. Miałem urodę, charyzmę i spryt. Wiele kobiet, niezależnie w jakim wieku, często oglądało się za mną na ulicy, nieraz szepcząc coś do swoich towarzyszek. Uwielbiałem podziw ze strony kobiet. Mimo tego, że miałem dziewczynę, często uśmiechałem się do co ładniejszej. Było to również niezwykle przydatne do zdobywania swoich celów, na przykład potrafiłem omamić sprzedawczynię, która oszołomiona moją urodą, nie zwracała uwagi na to, że jestem niepełnoletni i sprzedawała mi alkohol lub fajki.
  – Nigdy nie zrozumiem, czemu tak jarasz się Gwiezdnymi Wojnami – mruknąłem, chcąc zmienić temat.
  – Bo tacy jak ty nigdy nie zrozumieją – mruknął, śmiejąc się, tak jakbym opowiedział niezwykle śmieszny kawał.
  – Tacy jak ja – mruknąłem, udając obrażonego.
 Damian założył spodnie i nagle spoważniał. Miałem wrażenie, że właśnie sobie przypomniał o śmierci któregoś z bohaterów i zaraz zacznie mnie obwiniać, że mu o tym przypomniałem. Ale, to co powiedział, kompletnie zbiło mnie z tropu.
  – Co z tym morderstwem? Zajmiesz się tym? – spytał, patrząc mi w oczy.
 Zdenerwował mnie tym pytaniem. Myślałem, że przynajmniej on, mój najlepszy przyjaciel to zrozumie i po prostu ominie temat. Ale nie, musiał z tym tak nagle wyskoczyć.
 – Nie wiem – warknąłem nieprzyjaźnie. – Na pewno nie, jeśli będzie się na mnie tak naskakiwać.