środa, 22 lutego 2017

Young Detective, część 2

Do wrzucenia kolejnej części zmotywował mnie komentarz PojleRojle, za co serdecznie dziękuję :)
~
  – Dobra, dobra – mruknął, chcąc mnie udobruchać. – Na pewno jesteś głodny, no nie?
   Jeszcze trochę bocząc się na przyjaciela, bez słowa wyszedłem z pokoju w kierunku kuchni. Usłyszałem, jak za mną wyszedł. Im bliżej byłem kuchni, czułem coraz więcej zapachów. Jajecznica, smażone kiełbaski, chyba tosty francuskie… No, no.
  Kiedy wszedłem do pomieszczenia, matka Damiana lekko podskoczyła.
  – O, chłopaki, ale mnie nastraszyliście! – powiedziała, znów się lekko rumieniąc. Mogło mi się wydawać, ale chyba nałożyła dodatkową warstwę makijażu. Jakie to naiwne, pomyślałem.
 – Mamo, czy mi się wydaję, czy zrobiłaś jedzenia jak dla pułku wojska? – spytał Damian, lekko zaglądając matce za ramię.
 – Oj no bo pomyślałam, że będziecie głodni… - mówiła to bardziej do mnie, niż do syna.
 – To my może nakryjemy do stołu? – spytałem, starając się, by mój głos przybrał jak najbardziej miękką i uprzejmą barwę.
 – Gdybyście mogli… - mruknęła kobieta, odwracając się do patelni.
 Spojrzałem na Damiana, który tylko wzruszył ramionami, podchodząc do szafki i wyciągając z niej trzy zestawy sztućców. Rzucił mi jeden, a ja ustawiłem go na stole. Potem zrobiliśmy to samo z talerzami.
 Damian, nie chcąc przeszkadzać matce w malutkiej kuchni, usiadł przy stole. Zrobiłem to samo. Czułem się trochę jak na przesłuchaniu, tak jakby mój przyjaciel miał mi zaraz zadać niezliczoną ilość pytań, po czym oznajmił, że jestem winny. Potrząsnąłem głową, chcą pozbyć się myśli związanych w jakikolwiek sposób z prawem.
   – Gotowe! – oznajmiła kobieta po chwili, kładąc przed nami co najmniej kilkanaście półmisków. Znalazły się tam między innymi tosty francuskie, jajecznica z borowikami, kiełbaski ze smażoną cebulą, omlety, jajka gotowane i w koszulkach.
  – Pani Wachowska! Kiedy udało się pani to wszystko przygotować? – spytałem, spoglądając na moje ulubione potrawy.
  – To nic takiego… – wymamrotała, a kolor jej policzków był zbliżony do pomidorów, wyłożonych na jednym z półmisków.
  – Smacznego! – oznajmił Damian, któremu ślinka ciekła na sam widok takiej ilości jedzenia.
  Zacząłem od omletu, który był tak delikatny i puszysty, że prawie nieprawdziwy.
  Po zjedzeniu wszystkich potraw przygotowanych przez matkę Damiana, byłem tak najedzony, że najchętniej położyłbym się i nic nie robił. Nie było mi to jednak dane, ponieważ Damian przypomniał mi o czymś ważnym.
  – Michał, włączyłeś telefon? – spytał, sam przeglądając swój. Widząc moją minę, pośpiesznie dodał:
  – No wiesz, gdyby Zosia dzwoniła…
  I tu miał rację. Kto jak kto, ale ona bała się o mnie, kiedy nie odbierałem godzinę, a co dopiero cały dzień! Nieśpiesznie wróciłem do pokoju Damiana po mój telefon, rzucony niechlujnie na szafkę nocną. Przytrzymałem chwilę przycisk włączający komórkę, a po chwili na moim ekranie wyświetliła się prośba o wpisanie numeru PIN. Chwilę później o mało nie dostałem zawału, przez ilość wiadomości i nieodebranych połączeń. Oprócz mojego ojca, dzwoniła również matka i Zosia. Czułem się źle szczególnie z uwagi na tą ostatnią. Niewiele myśląc do niej oddzwoniłem. Odebrała po pierwszym sygnale.
  – Michał? Musimy pogadać. Przyjdź do Niebieskiej Laguny.
  I się rozłączyła. Zanim cokolwiek zdążyłem powiedzieć. Byłem przerażony. Naprawdę bardzo rzadko chodziliśmy razem do tego pubu. W dodatku jej głos był bardzo słaby, niemal przez telefon wyczułem, jaka musi być w tej chwili blada. Chce ze mną zerwać. Albo gorzej, jest w ciąży. Każda z opcji, którą rozważałem wydawała się coraz bardziej przerażająca.
  Narzuciłem na siebie w pośpiechu kurtkę i kazałem Damianowi podziękować matce. Wybiegłem z domu przyjaciela i natychmiastowo skierowałem się na przystanek. Sprawdziłem rozkład, mój autobus miał przyjechać za dziesięć minut. Cholera…
  Z mojej głowy nie chciał wydostać się słaby głos mojej dziewczyny, która ewidentnie nie żartowała. Jeśli okaże się, że jest w ciąży, to rodzice mnie zabiją. Wypatroszą. Cokolwiek. Jeśli chce zerwać, stracę najlepszą dziewczynę w moim dotychczasowym życiu. I pewnie w całym.
  Kiedy tak rozmyślałem nad tym, co chce przekazać mi Zosia, okropnie  poobgryzałem sobie paznokcie. Kiedy po piętnastu minutach autobus w końcu przyjechał, wsiadłem do niego i nie zważając na zaciekawione miny pasażerek, usiadłem z tyłu.
  Niebieska Laguna była jednym z lepszych pubów w zachodniej części miasta. Było to eleganckie miejsce, nie mające nic wspólnego z wulgarnymi klubami ze striptizem. Często przychodzili tam biznesmani po dniu ciężkiej roboty, tylko po to, by zanurzyć się w szklaneczce whiskey. Nie raz widziałem tam kobiety, poszukujące mężczyzn swojego życia (które zresztą często mnie zaczepiały). Ale dla mnie i dla Zosi ten pub miał wyjątkowe znaczenie, ponieważ to właśnie tam się poznaliśmy. Przypomniałem sobie nasze pierwsze spotkanie, chcąc znaleźć przyczynę nagłego wezwania dziewczyny.
  Byłem już znudzony tym, że każda kobieta przygląda mi się łapczywym wzrokiem. I ona była inna, nie zaszczyciła mnie nawet spojrzeniem, niezwykle kontrastowała z otoczeniem, ubrana była w czerwony, świąteczny sweter i sprane dżinsy, podczas gdy reszta lokalu wystrojona była w garnitury, bądź wieczorowe sukienki. Jeden rzut oka wystarczył, by stwierdzić, że jest niepełnoletnia. Zaczęło mnie zastanawiać to, jak się tu dostała. Może dała łapówkę ochroniarzowi? Może wmieszała się w tłum i przeszła niepostrzeżenie? To były tylko nieliczne z opcji, które rozważałem.
  Sam byłem niepełnoletni, ale czekałem zawsze na jakąś kobietę, najlepiej dobrze po czterdziestce i zaczynałem swoją gierkę. Uśmiechałem się i ją kokietowałem. Wtedy zazwyczaj rzucała ochroniarzowi luźne „On jest ze mną” i bez problemu wchodziłem. A potem oznajmiałem, że muszę skorzystać z toalety i już nie wracałem. Podchodziłem do baru i zagadywałem co ładniejsze kobiety.
  Jednak dziewczyna siedząca przy barze, zasłaniała twarz czarnymi, długimi włosami. Chciałem zacząć swoją gierkę i podejść do niej, kokieteryjnie się uśmiechnąć. Podszedłem do baru i zamówiłem drinka. Zignorowała mnie. Postanowiłem nieco zmienić taktykę.
  – Cześć. – Łał, ale ze mnie mistrz podrywu, nie ma co.
  Nadal mnie ignorowała. Zaparcie wpatrywała się w swoją szklankę. Może jest głucha…?  Pomachałem jej przed twarzą, ale szybko zabrałem rękę. Potraktowałem ją jak idiotkę. A w sumie kto wie, może jest idiotką?