sobota, 11 czerwca 2016

Siostry - Prolog

Hej, to co widzicie poniżej jest prologiem mojego nowego opowiadania. Podejrzewam, że będzie dość krótkie, około 5 rozdziałów, ale zobaczymy. Jeśli Ci się podoba, to nie zapomnij pozostawić komentarza, byłabym bardzo zoobowiązana :>
Prolog
– Siedzę przywiązana jakimiś kajdankami, lub czymś w tym rodzaju, do krzesła elektrycznego. W ciemnym pomieszczeniu nie słychać nic poza moim cichych, płytkim oddechem. Patrzę tępo na ścianę przede mną, która wydaje się być niewzruszona moim położeniem. Jestem głodna i spragniona. Nagle za mną słyszę bardzo ciche kroki, tak jakby ktoś chodził na palcach. Po chwili mój prawdopodobny oprawca zawiązuje mi oczy, a ja czuję się, jakbym spadała w przepaść. Kiedy resztką sił utrzymuję się przy zdrowych zmysłach, słyszę głos. A właściwie dwa głosy. Zmodyfikowane niczym w wywiadach w telewizji. Zastanawiają się, co ze mną zrobić, najwyraźniej nie chcą mnie zabijać. Twierdzą, że na to nie zasługuję. Uważają, że należy mi się coś znacznie gorszego niż śmierć. Przez nieznaczną chwilę mam wrażenie, że jakiś głos zza pomieszczenia oznajmi, że właśnie kręcimy 50 twarzy Grey’a. Jak można by się domyślić - tak nie jest. Potem słyszę głośny huk, a następnie dźwięk, jakby przewrócił się worek z ziemniakami. Ktoś łapie mnie za ręce i potem sen się urywa.
I tak codziennie? spytał doktor Huck poprawiając okulary, które właśnie zsunęły mu się z nosa.
Codziennie potwierdziłam, kiwając głową.
Mężczyzna przysiadł do biurka i nosem szorując po dokumentach, zaczął coś koślawo pisać. Od czasu do czasu spoglądał na mnie, jakbym miała zaraz dostać napadu i się na niego rzucić. Gdy skończył, oparł się na skórzanym fotelu, zmarszczył czoło w ten sposób, że pomiędzy jego brwiami uformowała się litera ,,T” i zaczął przegładzać swojego równo przystrzyżonego wąsika. Wyglądał, jakby chciał coś powiedzieć, ale po otwarciu swoich żabio wyglądających ust, sięgnął do szuflady i wyjął cygaro. Z drugiej szafki wyjął ozdabianą, złotą zapalniczkę, a po chwili mocno się zaciągnął.
Może palisz? spytał przytłumionym przez cygaro głosem.
Popatrzyłam na niego uchyłkiem, chcąc wyczytać coś z jego twarzy, ale ujrzałam w niej tylko nieco zmęczony wyraz twarzy oraz zmarszczki, które stały się siedliskiem wielu krost, najwyraźniej nabytych po ospie.
Zaprzeczyłam ruchem głowy. Doktor Huck jeszcze raz wziął bucha, po czym wpatrując się w ścianę za mną zaczął:
No to tak. Mamy dwie opcje. Opcja pierwsza bardziej prawdopodobna, twoje sny są wynikiem przemęczenia, stresu. Możliwe... W tym momencie zaczęło mi się kręcić w głowie od dymu cygara. ...że kiedyś, nawet jeszcze jako mała dziewczynka mogłaś coś zaobserwować. W telewizji, książce... No, jednym słowem wszędzie. Możliwe, że twój mózg gdzieś sobie zakodował na przykład scenę z filmu i teraz odtwarza ci ją we śnie. Nie ma to konkretnego celu po prostu dane snu zapisały się w twojej podświadomości. Natomiast opcja numer dwa... Huck pstryknął palcem w oprawki swoich okularów. ...jest o wiele mniej prawdopodobna. W bardzo, ale to bardzo małym stopniu możliwe jest to, że była to wizja, proroctwo... jak zwał tak zwał - Doktor wywrócił oczami, najwyraźniej nie wierząc w takie rzeczy. Podsumowując możesz wierzyć w dowolną wersję... Masz, weź ten lek. Jeśli sny będą się powtarzać, przyjdź do mnie.
Wzięłam dość małe, białe, kartonowe pudełeczko. Wyglądało na to, że był to jakiś rodzaj tabletek nasennych.
Tylko pamiętaj, maksymalnie jedna tabletka dziennie! - ostrzegł mnie doktor Huck, wypalając cygaro.
Tak, tak - stwierdziłam, zbywając go machnięciem ręki. Spokojnie, samobójczynią nie jestem.
Wstając, schowałam tabletki do torebki, a za moimi plecami usłyszałam dwukrotne pukanie, a następnie uchylające się drzwi.
Panienko? spytała się wychylając się zza drzwi głowa mojej służącej. - Wszystko w porządku?
Ta, ta mruknęłam, niezbyt pocieszona. Już idę.
Po skończeniu zdania zarzuciłam torbę na ramię z zamiarem opuszczenia pokoju, ale zatrzymał mnie głos za moimi plecami:
Uważaj na siebie, Debbie.

czwartek, 2 czerwca 2016

Podświadomość

Tak więc, wrzucam mojego pierwszego one-shot'a, w dodatku pierwszego opka o tematyce horror. Znaczy generalnie to jest chyba horror po wylewie, nie wiem czy udało mi się wprowadzić klimat takiego dreszczowca/thriller'a, no ale starałam się C: Ogólnie sama uwielbiam ten gatunek, więc chciałam też napisać coś w tym stylu. No ale co; bez zbędnego gadania: Miłego czytania! A i było by miło gdybyś dał/a znać, co o tym sądzisz. Dla Ciebie to tylko komentarz, a mnie to bardzo motywuje. Dzięki :) 

~Koza
~~~
  - No wiesz, głupio mi było do niej zagadać... No ale stwierdziłem YOLO, raz się żyje... Podszedłem do niej i zagaiłem i... Stary mam jej numer! - mój przyjaciel opowiadał o tym z niezwykłym podnieceniem w głosie. Jako, że mam raczej obojętne nastawienie do świata czasami kiwałem głową niezbyt zainteresowany tym, co mówi. Przyglądałem się mojej szklance słodkiego napoju, mieszając w nim łyżeczką.
  - Ej! Ty w tym momencie jesteś na Karaibach, co? - zaśmiał się Chris.
  - C-co? Tak. Eee... to znaczy nie - zająknąłem się.
  Przez chwilę jeszcze paplał o tym, jak wspaniała jest ta dziewczyna. Nudziły mnie wszelkie sprawy miłosne. Zresztą wszystko wydawało mi się nużące. Życie było nudne.
  - Hej, Adam... Może ty się zakochałeś? - szturchnął mnie znacząco w bok.
  Gdyby spojrzenie mogło zabijać, byłby już dawno martwy.
  - No dobra, dobra... Nie patrz już tak na mnie.
  Dopiliśmy resztki naszych drinków i wyszliśmy z baru. Alkohol nie miał na mnie większego wpływu i mimo to, że wypiłem więcej, Chris ledwo szedł o własnych siłach.
  - Ty to masz słabą głowę - stwierdziłem z uniesionymi brwiami.
  - N-n-nie prawda... - czknął - Po prostu... Hik! ...miałem mocniejszego... Hik! drinka... Hik!
  - Mieliśmy te same drinki... - oznajmiłem znużonym głosem.
  Szliśmy tak jeszcze jakieś dziesięć minut. Powoli mój dom wyłonił się zza horyzontu.
  - Cześć - rzuciłem na odchodnym otwierając furtkę.
  - Adam! Hik! Nie odprowadzisz... Hik! ...mnie? Hik! - spytał mój przyjaciel, patrząc na mnie oczami zbitego psa.
   - Nie - odpowiedziałem odganiając go ręką - Po prostu idź.
   - Nieeeeeee! Adam, odprowadź mnieeee! - w tym momencie rozpłakał się jak małe dziecko.
   Westchnąłem i wywróciłem oczyma.
   - Co alkohol potrafi zrobić z ludźmi... - nie przejmując się nim wszedłem do domu.
   Jak to miałem w zwyczaju, za każdym razem po wejściu do mieszkania swoją kurtkę rzuciłem gdzieś w kąt. Buty zrzuciłem jednym sprawnym ruchem nogi. Lewy trampek z głośnym trzaskiem uderzył w ścianę. Został po nim ciemny ślad na bladej tapecie. Leniwie rzuciłem się na łóżko i zapatrzyłem się w sufit. Uniosłem palec do góry i zacząłem rysować niewidzialne znaki. Ech... jest tak nudno... Gdyby tylko wydarzyło się coś, co nie jest tak cholernie nużące jak wszystko inne... Moje powieki pod wpływem znudzenia po chwili zaczęły opadać.
    - Kto wam pozwolił się zamykać? - spytałem rozdrażniony.
   Z braku innych rozrywek wstałem z niewygodnego łóżka, którego sprężyny gwałtownie zaprotestowały głośnym skrzypnięciem. Zacząłem przechadzać się po moim ciemnym domu. Wszedłem do kuchni i zajrzałem do lodówki, w której zamigotało światło. Na półkach było parę porozrzucanych produktów spożywczych; lekko podgniły ser, parę nie najświeższych warzyw, ugryziony kawałek kiełbasy. Ze wstrętem zatrzasnąłem drzwiczki. Dotknąłem zabrudzonego blatu. Przydałoby się go umyć... Ech, co za różnica. Rzuciłem okiem na gazetę z przed czterech miesięcy. Nagłówek głosił o wielkim pożarze w niedalekiej okolicy.
   - I niby w czym mnie to dotyczy? - spytałem czasopisma. Ze złością zrzuciłem gazetę na ziemię.
   Ludzie się tak wszystkim przejmują; w telewizji mówią, że zamordowano tego i tego, o tym, że takie i takie miasto zalało tsunami albo, że taki i taki kraj został dotknięty trzęsieniem Ziemi... Co to kogo obchodzi? Każdy ma swoje problemy i nie powinno takiego przeciętnego człowieka to obchodzić.
   Otworzyłem szafkę, która głośno zaskrzypiała. Dwa czy trzy mole wyleciały mi na twarz.
    - Cholerne robale! - wykrzyknąłem wymachując rękoma.
    Na półkach poukładanych było parę środków czyszczących. Po co mi to? - zdziwiłem się. A, no tak. Moja siostra za każdym razem kiedy u mnie nocowała, wypełniała szafki jakimiś badziewiami. Wyrzucanie pieniędzy w błoto.
   Powoli przeszedłem do salonu. Było to dość małe, obskurne pomieszczenie z tylko dwoma meblami: telewizorem i wielką kanapą. Rozwaliłem się na niej ostentacyjnie i włączyłem telewizję. Na jednym z kanałów jakaś kobieta przedstawiła kolejny genialny produkt, który i tak przestanie działać po dwóch dniach użytkowania. Na kolejnym jakiś mężczyzna z krawatem pod brodą oznajmiał o najnowszych wiadomościach. Serio, kogo to interesuje? Zacząłem bezmyślnie skakać po kanałach. Na jednym z nich zauważyłem jakiś napis. Szybko wróciłem na ten kanał... ale tam leciał jakiś mdły serial.
    Co do... - zdenerwowałem się. Może jednak alkohol ma na mnie wpływ? A zresztą. Wstałem z kanapy, nie mogąc już dłużej oglądać tych bzdur, którymi codziennie karmiła nas telewizja. Przeszedłem do pokoju mojej siostry. Raz na jakiś czas mieszkała u mnie i to był koszmar na ziemi. Serio. Przypomniałem sobie jedną z jej najgorszych wizyt.
    Ktoś zapukał do drzwi. Czytałem właśnie ,,Złodziejkę książek”. To była jedna z nielicznych lektur, która mnie zaciekawiła, więc niechętnie oderwałem wzrok od tekstu. Ech. Kogo niesie o tej porze? Naprawdę nienawidziłem gości. Leniwie ubrałem laczki, a pukanie nasiliło się.
   - Już otwieram, otwieram - mruknąłem rozdrażniony.
  Otworzyłem drzwi i natychmiast tego pożałowałem.
  - No wreszcie, Ad! Czy nie pisałam Ci, że zamierzam przyjść?
  Przede mną stała we własnej osobie moja osobista siostra. Ann (bo tak ją nazwali nasi cudowni rodzice, zanim nas porzucili) była pod wieloma względami do mnie podobna, ale tylko pod cechami zewnętrznymi. Była wysoka i dobrze zbudowana. Jasne włosy zawsze upinała w jakieś gówniane fryzury, typu dwie kitki lub warkocze. Tym razem spięła je w te drugie.
   Wepchnęła mi w brzuch swoją ciężką, fioletową walizę. Pocałowała mnie lekko w policzek, zostawiając na nim czerwony ślad szminki. Szybko starłem go, marszcząc z niesmakiem nos.
   - Podejrzewam, że nadal nie znalazłeś dziewczyny, co, Ad? - spytała, wieszając kurtkę na wieszaku - I pewnie nie masz pracy?
   - Pracuję w Macu - burknąłem.
   - Niedosłyszałam? W czym? Nie stoczyłeś się tak nisko, co, Ad?
   O rany. Ona była jak matka, której nigdy nie poznałem. Odchrząknąłem i udając, że interesuje mnie to choć trochę, spytałem:
   - Co cię sprowadza w me skromne progi, Ann?
   - Muszę trochę tu posprzątać. Zobacz w jakim chlewie ty żyjesz, człowieku! A tak swoją drogą mam zamiar znaleźć Ci porządną pracę i dziewczynę - mrugnęła do mnie zawadiacko.
   - Nawet nie próbuj - warknąłem.
   - Oj przestań, Ad. Masz już dwadzieścia trzy lata! Naprawdę jesteś już dużym chłopcem!
   Wyszedłem z pokoju, nie chcąc słuchać natrętnych uwag mojej siostry. Rzuciłem jej ciężką walizkę na łóżko.
    Jej pokój był wyłącznie jej zamysłem artystycznym. Wszystkie ściany zdobiły półki ze szmacianymi lalkami. Za każdym razem, gdy tu przyjeżdżała, przywoziła przynajmniej trzy. I tym razem nie zawiodła pod tym względem. Po chwili weszła do pokoju trzaskając drzwiami. Było coś przerażającego w tej jej dziecinności. Z pękatej walizy wyciągnęła cztery kolorowe lalki.
   - Zobacz! Zobacz! To jest Beti, Aleks, Jessie i Jackie! - w takich momentach kompletnie przypominała dziecko. Może dlatego, że sama nigdy nie miała czasu być dzieckiem...
   Wzruszyłem ramionami i wyszedłem z pokoju. Wróciłem do sypialni z zamiarem poczytania, lecz Ann mnie zatrzymała.
   - A gdzie ty się wybierasz, Ad? - złapała mnie za koszulkę - W tym momencie zabieramy się do sprzątania!
  Jęknąłem z ubolewaniem.
  - Daj mi spokój... - syknąłem.
  - Ad, Ad, czemu ty zawsze musisz być taki uparty? Trzymaj - Wcisnęła mi do ręki jakiś środek sprzątający.
  Przez bite cztery godziny jeździłem na szmacie, z siostrą sterczącą mi nad głową i prawiącą uwagi typu: ,,Ad, tam ominąłeś” albo ,,No, Ad, sprzątać nie umiesz?”. Kiedy w końcu uznała, że jest ,,w miarę”, natychmiast uciekłem do mojego pokoju i zatrzasnąłem drzwi. Niedługo mi dane było nacieszenie się spokojem, gdyż po chwili ktoś głośno zapukał.
   - Ad? Mogę wejść? - spytała Ann cienkim głosem.
   - Nie - zaprzeczyłem.
  Ta mądrala mimo moich protestów, weszła do pokoju.
  - Ad - usiadła obok mnie na łóżku - są pewne sprawy, które powinieneś załatwić. Musisz znaleźć sobie dziewczynę - popatrzyłem na nią spode łba, ale najwyraźniej nie robiło to na niej większego znaczenia - Mam parę przyjaciółek, chętnych na to miejsce - wzruszyłem ramionami i sięgnąłem po ,,Złodziejkę książek” - Wiesz co, Ad? Bardzo denerwujesz mnie tym że jesteś taki obojętny - zlustrowała mnie jeszcze krótko i wyszła z pokoju.
  Wreszcie! Przestała mi marudzić.
  Przez cały pobyt mojej siostruni musiałem chodzić z nią po sklepach, oglądać witryny sklepów z zabawkami, spotykać się z jej brzydkimi przyjaciółkami, które rechotały na okrągło i szukać ofert pracy. A i pod koniec wizyty jeszcze raz sprzątaliśmy cały dom.
  - To na razie, Ad! - rzuciła moja siostra na odchodnym - Pamiętaj zadzwoń do Marii, myślę, że się jej podobasz - Maria była jedną z paskudniejszych koleżanek Ann - A i koniecznie zgłoś się do jakiejś z tych ofert pracy! - cmoknęła mnie przelotnie w policzek i wyszła.
  Gdy tylko to zrobiła, zakluczyłem drzwi na zamek, gdyby przyszło jej do głowy zawrócić.
  Ach, wspominałem to z grozą. Teraz jej pokój był ciemny i zakurzony. Już od dawna mnie nie odwiedziła, co mnie przesadnie nie martwiło. Rozejrzałem się po tym dziwnym pokoju. Te lalki były... creepy. Zdawało się, że patrzyły na mnie czarnymi, lśniącymi oczami. Zamknąłem swoje i wyszedłem z pokoju Ann, lecz po chwili, zza moich pleców usłyszałem ciche:
  - Ad?
 Podskoczyłem z przerażenia. Serce zaczęło mi szybko tłuc i odwróciłem się. Zajrzałem z powrotem, ale nic nie wskazywało na to, skąd pochodził dany głos. Tylko mi się wydawało… Luzik… Gdy nacisnąłem klamkę, żeby wyjść, ta nie puściła.
   - Co jest? – mruknąłem z całej siły napierając na drzwi. Coś zawibrowało w mojej kieszeni. Podskoczyłem gwałtownie, ale była to tylko moja komórka. Dzwonił numer zastrzeżony.
   - Halo? – spytałem nieswojo.
   - Czy rozmawiam z panem Adamem Hawkinsem? – spytał jakiś niski głos.
   - Tak, o co chodzi? – zapytałem niepewnie.
   - Z przykrością muszę stwierdzić, że dziś rano znaleziono zwłoki pańskiej siostry, Ann Hawkins. Sprawca uciekł z miejsca zdarzenia, nasze patrole go szukają.
   - Z-zwłoki? – spytałem słabym głosem – Mojej siostry? – byłem w niemałym szoku, a serce zabolało mnie boleśnie – C-czy mógłbym zidentyfikować ciało? Może to nie ona?
   - Przykro mi, panie Hawkins. Znaleziono ją w jej własnym mieszkaniu, z dowodem osobistym w torebce. Może pan pochować siostrę, jej ciało znajduję się aktualnie w kostnicy przy Nine Street.
   Byłem zbyt zszokowany, by cokolwiek powiedzieć. Ann? Czy ona naprawdę umarła? Moje serce zdawało się ściskać z bólu. Wiedziałem, że ona nie żyje. Czułem to.
   - Panie Hawkins?
   Rozłączyłem się i z impetem rzuciłem komórkę na łóżko. Nie. To nie może być prawda… Ann… Moja własna siostra nie żyje…
   - Zdrajca! – krzyknął ktoś nieludzko wysokim głosem.
   Rozejrzałem się, blady i zlany potem, po pokoju.
   - Kto tu jest? – spytałem niepewnie. Usłyszałem przenikliwy rechot.
   - Ad, Ad… - odezwało się coś.
   - Kto tu jest?! - powtórzyłem, czując nagły przypływ odwagi.
   Nagle coś spadło, gdzieś w kącie. Podszedłem bliżej… okazało się, że to lalka. Podniosłem ją… a ona uśmiechała się złowieszczo. Z przerażeniem odrzuciłem ją od siebie.
   - Ałaaaa! – syknęła wysokim głosem.
   - NIE WYSTARCZY CI, ŻE ZABIŁEŚ NASZĄ BIEDNĄ ANNIE? TERAZ CHCESZ COŚ ZROBIĆ NASZEJ SIOSTRZE? – krzyknęła któraś z zabawek piskliwym głosem.
   - Nie zabiłem Ann… - powiedziałem, czując, że moje serce ściska się boleśnie na myśl o niej.
   - SIOSTRY! DO ATAKU!
   Wszystkie lalki pospadały równocześnie i zaczęły niezgrabnie pełznąć do mnie. Nagle w pokoju zrobiło się okropnie zimno i czuć było gęstą atmosferę. Te lalki były opętane… Czując, że odwaga powoli mnie opuszcza, cofnąłem się pod ścianę. Jedna z zabawek była niebezpiecznie blisko mnie, więc próbowałem ją kopnąć, lecz ta wszczepiła mi się boleśnie w nogę.
    - Auu! – syknąłem, łapiąc się za nogę – Słuchajcie, naprawdę nic nie zrobiłem Ann… Szczerze to bardzo mi jej brakuje… - stwierdziłem, zrzucając lalkę z nogi.
    - Łżesz! – oskarżyła mnie lalka z niebieskimi włosami – Annie była dla nas taka dobra… Bawiła się z nami… I zawsze przywoziła nam nowe siostry… DLACZEGO JĄ ZABIŁEŚ, ŚMIECIU?
    Świetnie. Moja odwaga była w tej chwili gdzieś w Australii.
    - J-j-ja nie… - żałośnie próbowałem coś wtrącić, lecz wychodziło mi to bardzo nieudolnie.
    - SIOSTRY! UWAŻAM, ŻE ZEMSTA JEST RZECZĄ OCZYWISTĄ W TAKIM WYPADKU JEST POMSZCZENIE NASZEJ ANNIE! – piskliwym głosem oznajmiła ciemnoskóra lalka.
    Wyszczerzyłem oczy. Nie. To sen. To m u s i być sen! Uszczypnąłem się mocno w ramię. Nie! To rzeczywistość! Temperatura powietrza gwałtownie spadła. Lalki przechodziły jakąś dziwną ewaluację. Z ich rąk wyrosły długie szpony, przypominające jakąś dziwną odmianę katany, z ich ust wyrosły długie na około trzy centymetry zębiska, z których ściekała fioletowawa substancja, konsystencją przypominająca ślinę. Skóra lalek zmieniła barwę na niebiesko-fioletową. Spojrzałem na nie z przerażeniem. Te kreatury z pewnością nie przypominały zabawek dla dzieci. Wyglądały jakby ktoś przyniósł je tu z planu najnowszego horroru. O ile z natury nie byłem bojaźliwy, to teraz moje nogi przypominały galaretę.
    - Uciekaj, idioto! – pisnął zdesperowany głosik, gdzieś w mojej głowie. Powitałem ten pomysł z aprobatą. Dobra, drzwi! Zacząłem ostrożnie cofać się w ich kierunku, nacisnąłem klamkę, lecz ta ponownie stawiła opór. No dalej, dalej, cholera! Bezmyślnie napierałem na uchwyt, który nie miał zamiaru ustąpić. Spojrzałem na przeciwległą ścianę. Okno. Dobra, pomyślałem i otarłem pot z czoła. Chciałem przeskoczyć nad tłumem lalek, ale nogi odmówiły mi posłuszeństwa. Stałem sparaliżowany strachem, patrząc na chordę zabawek.
    - Niech dopełni się zemsta! - wrzasnęła największa lalka, tym razem bardzo niskim, męskim głosem. Rzuciły się na mnie, zwalając mnie z nóg; były nienaturalnie ciężkie, tak jakby były stworzone nie z materiału, a z metalu. Serce dudniło mi boleśnie. W pokoju zrobiło się wręcz lodowato i zgasło światło. Jedynym źródłem światła były, połyskujące w ciemności, oczy lalek. Próbowałem je zrzucić, ale równie dobrze mógłbym nic nie robić. Lalka stojąca najbliżej mnie zaczęła przeraźliwie rechotać.
   - Ad, Ad, byłeś niedobrym chłopcem. Czemu zabiłeś Annie? - spytała niemalże łagodnym, niskim głosem.
   - NIE ZABIŁEM JEJ! - wrzasnąłem na całe gardło. Dlaczego mnie oskarżały?!
   - Miałeś wiele powodów, żeby zabić naszą biedną Annie - stwierdziła inna lalka, tak jakby czytała mi w myślach - Teraz cierp.
   Zaczęły mnie drapać po rękach. Syknąłem z bólu. Lalki zaczęły płakać i poczułem się tak, jakby ktoś wylał mi ocet na otwarte rany.
   - AUUUUUU! - wrzasnąłem z bólu, modląc się o to, by sąsiedzi usłyszeli moje krzyki. W pokoju zrobiło się jeszcze zimniej, choć wydawało się to niemożliwe. Moja krew szybko przepływała przez żyły.
   - Ad, czy coś Cię boli?
  Zamarłem. To był głos Annie.
  - Ann? - spytałem, czując w gardle narastającą gulę.
  - Annie nie ma, bo ją zabiłeś - oznajmiła któraś z lalek, tak jakby nauczycielka tłumaczyła nieukowi, że dwa plus dwa to cztery - A to jest twoja kara.
  Poczułem okropny ból w oku, przy którym rany na rękach wydawały się lekkim uszczypnięciem. Najwyraźniej jakaś lalka wbiła mi długi pazur w oko.
  - AAAAAAAAAAAAA! - wrzasnąłem, czując spływającą krew po twarzy.
  - Niegrzeczny Ad - oznajmiły chórem.
  - NIE, PROSZĘ, NIE! - krzyknąłem żałośnie. Poczułem przez ułamek sekundy przenikliwy ból w okolicach serca, a potem już nic nie czułem.

Epilog: Historia Chrisa
  Wstałem rano i złapałem się za głowę. Cholerny kac!, pomyślałem i z grymasem na twarzy zacząłem się ubierać. Adam zawsze potrafi przygotować coś dobrego na kaca. Może i tym razem mi zrobi jakiś sok albo jajecznicę? Chyba się nie obrazi jak do niego przyjdę nie proszony... A i muszę go spytać co zrobić z Kate, od wczoraj mi nie odpisuje... Pewnie jak zawsze nie będzie zainteresowany mną i moją dziewczyną... Uśmiechnąłem się.
  - On się nigdy nie zmieni - stwierdziłem na głos i wyszedłem z domu. Adam mieszkał stosunkowo niedaleko mnie. Zadzwoniłem do drzwi. Nikt nie otworzył. Powtórzyłem, ale efekt był taki sam.
  - Co jest? - mruknąłem. Adam wyszedł z domu? Nie, on nigdy nie wychodził z domu, bez specjalnej potrzeby. Żeby wczoraj poszedł ze mną do pubu, musiałem go długo namawiać. Może śpi? Nacisnąłem klamkę. Drzwi były otwarte. Czemu nie ich nie zamknął?
  - Adam? - spytałem wchodząc do środka. Żadnej odpowiedzi.
  - Adam? - nawoływałem, chodząc po mieszkaniu - Adam, słuchaj pomyślałem, że zrobisz mi coś na kaca... Wiesz, że alkohol źle na mnie wpływa...
  Posprawdzałem prawie wszystkie pokoje, ale go nigdzie nie było. Zostało ostatnie pomieszczenie, w którym, notabene, nigdy nie byłem. Zapukałem i wszedłem do środka. Pokój był pełen lalek. Przez okno, wlewały się leniwie promienie słoneczne. Ale moją uwagę przykuło coś innego. Na ziemi leżał właściciel domu.
  - Adam?! - krzyknąłem trzęsąc go za ramiona - Adam, nie rób mi tego, stary...
 Sprawdziłem oddech. Nic nie poczułem. Ręce zaczęły mi się trząść. Dotknąłem dwoma palcami jego szyi. Nie wyczułem pulsu.
 - Nie, Adam... - wybełkotałem drżącym głosem.

 Adam nie żył. Mimo wielu lat dochodzenia policja nie potrafiła znaleźć powodu zgonu, jednak oficjalnie podawane było, że umarł na zawał. Wiedziałem, że to nie prawda. Czułem to. Adam nie mógł umrzeć w ten sposób... Mimo braku jakikolwiek śladów morderstwa, czułem, że ktoś mu pomógł umrzeć. I miałem zamiar dowiedzieć się kto.